Gaustatoppen, Norwegia - droga na szczyt

Gaustatoppen - droga na szczyt

Czasami zupełnie nieoczekiwane zdarzenia okazują się bardzo wartościowe i uczą nas wiele o sobie samych...



Jakiś czas temu byłam w Norwegii. Wróciłam po wielu latach z tęsknotą do nieskazitelnej natury. Oczywiście nie obyło się bez sesji zdjęciowej i to nie ze względu na pracoholizm a z czystej miłości do tego co robię, szczególnie, że tym razem robiłam również zdjęcia! 

Tak naprawdę, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakimś wyjeździe, na którym nie zorganizowałabym sesji zdjęciowej, ale nigdy nie potrafię się oprzeć pokusie zatrzymania pięknych krajobrazów i miejsc na dłużej.. i nie mówię tu tylko o podróżniczych zdjęciach widoczków, które oczywiście też ze sobą przywiozłam.

Na efekty tej spontanicznie zaplanowanej i zrealizowanej wspólnie z Łukaszem sesji musicie jeszcze trochę poczekać, ale mam nadzieję, że będę się nimi mogła z Wami podzielić już wkrótce!



Tymczasem chciałam opowiedzieć o naszej niespodziewanej wspinaczce na Gaustatoppen (1883 m n.p.m.), najwyższą górę norweskiego regionu Telemark, która znajduje się 160 km od Oslo.

Pojechaliśmy ze znajomymi na szybką objazdówkę, zobaczyć okolice Oslo. Bez większego planu, ot tak pooglądać widoczki…

Dojechaliśmy na parking przy kolejce, która prowadziła na szczyt, ale zgodnie uznaliśmy, że co to za atrakcja jechać na górę wagonikiem w tunelu. Była piękna pogoda, więc pomyśleliśmy, że może zrobimy sobie mały spacerek... ;)

Bez żadnego przygotowania, prowiantu a nawet odpowiedniego obuwia wyruszyliśmy na szlak. Trochę stromo, ale stwierdziliśmy, że to pewnie tylko taki początek i jakoś to będzie. Najwyżej zawrócimy.

Po ponad godzinie marszu miałam dosyć mocne duszności i zrobiło mi się słabo, ale to raczej po-covidowe osłabienie a po kilku drobnych przystankach było już zdecydowanie lepiej.

Doszliśmy do schroniska, za którym tak naprawdę dopiero zaczynała się najtrudniejsza trasa na szczyt. Wędrówka po chyboczących się kamieniach - oznakowanych czerwoną farbą - tak by było wiadomo którędy najlepiej się poruszać, przerodziła się w czołganie na kolanach i walkę o każdy kolejny krok. Na zdjęciach nie wygląda to tak drastycznie, ale naprawdę nie było to niedzielne wejście na Śnieżkę.. ;)

W pewnym momencie, kiedy przeciskaliśmy się na grani pomiędzy skałą, świszczącymi jaskółkami a przepaścią coś we mnie pękło. Dostałam ataku paniki... Nie mogłam się ruszyć, nie byłam już w stanie iść dalej mimo, że szczyt był już naprawdę bardzo blisko.

Patrząc w przepaść z trzęsącymi się rękami i miękkimi kolanami siedziałam między skałami a Łukaszem, który za wszelką cenę starał się mnie jakoś uspokoić. Zamknęłam na chwilę oczy, wystawiłam twarz do słońca i powoli wróciłam do zmysłów.

Wiedziałam, że nie pójdę już dalej, byłam w sukience i luźnych Sofixach. Łukasz też chciał zawracać, ale wiedziałam, że w głębi duszy bardzo chce zdobyć ten szczyt. Zacisnęłam zęby, wiatr zdmuchnął mi z policzków, wielkie jak grochy łzy i powiedziałam, że tu zostanę i na niego zaczekam... Przez chwilę upierał się przy tym, że wracamy, ale powiedziałam, że dam radę i pobiegł!

Chyba pierwszy raz tak bardzo się bałam... Wystarczyłby jeden nieuważny krok albo mocniejszy podmuch wiatru żeby spaść w przepaść.

Odpuściłam z rozsądku i nie żałuję. Podobno dalej było naprawdę bardzo ciężko... Cieszę się, że Łukaszowi udało się dobiec do końca i czułam się jakbyśmy, mimo wszystko wspólnie zdobyli ten szczyt... a jeśli nie - to na pewno dotarliśmy do granic!

Niesamowite emocje i niesamowicie oczyszczające uczucie... Wracałam jak na skrzydłach. Silniejsza i odważniejsza. Większość trasy już nie na czworakach a na wyprostowanych nogach! :) Pod koniec zaczęło się robić ciemno i stromo. Odezwała mi się kontuzja kolana, ale bez marudzenia udało się dotrzeć na parking w jednym kawałku.

Piękne przeżycie. Mimo, że naprawdę drastyczne w odczuciach pozwoliło zrozumieć, że czasami warto wyjść ze strefy komfortu i przełamać strach (bo tak naprawdę już od schroniska myślałam, że nie dam rady pójść dalej). Warto też z rozsądkiem podchodzić do pewnych sytuacji.. i nie tylko w przypadku poczucia zagrożenia na szlaku, ale też w życiu czasem trzeba odpuścić i zrobić dwa kroki w tył, by z nową energią, lepszym przygotowaniem i doświadczeniem dotrzeć na sam szczyt.






Ten post został dodany środa, 17 listopada 2021 i został oznaczony tagiem , . Możesz śledzić odpowiedzi poprzez kanał RSS 2.0 . Możesz zostawić odpowiedź .

Komentarze